Co jakiś czas podrzucam jej włoski przepis, który nie ma nic wspólnego z wymienionymi potrawami. Znajomi pozytywnie do nich podchodzą i myślę, że powoli przekonują się, że włoska kuchnia to nie tylko kluchy i Margherita.

A jak wygląda włoski dzień od strony żywieniowej? We Włoszech tak naprawdę wszytko kręci się wokół jedzenia. Dzień zaczyna się dobrym cappuccino i brioche (słodkim rogalikiem). Najlepiej w barze, tym do którego chodzi się codziennie od wielu wielu lat. Barman poznaje nas z daleka i kiedy do niego podejdziemy nasze śniadanie już na nas czeka. Bo barman jest jak fryzjer. Wie o nas wszystko. Mało tego: oprócz wiadomości lokalnych, zna się równie dobrze na polityce i sporcie. Do baru chodzi się by wymienić informacje i poglądy. No i zaspokoić głód.

Włoch zaczyna pracę mniej więcej o godzinie 9. Już o 11 biegnie na przerwę do... pobliskiego baru. Tym razem na szybkie espresso, kawę która w 2 minuty otworzy oczy nieprzyzwyczajonemu cudzoziemcowi. Włoch takich kaw może wypić kilka dziennie i nie robi to na nim zbyt dużego wrażenia. „To na trawienie” - odpowiada popijając kolejną „małą czarną”.

Między 12.30-13 zaczyna się Siesta. Większość Włochów pędzi do domu na obiad. Nie ma to jak posiłek zrobiony przez mamę lub ewentualnie żonę. Nieliczni, z powodu długiego dojazdu do miejsca zamieszkania, chodzą do stołówek lub restauracji. Ze względu na ograniczony czas (Włoch wraca do pracy o godzinie 15-15.30) obiad trwa mniej więcej godzinkę. Przy stole zasiada cała rodzina, a mama serwuje posiłek (zazwyczaj swój obiad zjada po tym, jak wszyscy wyjdą już z domu lub kiedy udadzą się na małą drzemkę). W Toskanii, gdzie mieszkam od wielu lat, na stole nie może zabraknąć chleba. Je się go dosłownie ze wszystkim: z przekąskami, zupami, makaronem, w cieście (np. regionalne ciasto chlebowe „Torta di pane e amaretti”). W zasięgu ręki jest zawsze butelka oliwy z oliwek, ocet (przeważnie balsamiczny) i przyprawy. Do obiadu podawane jest również wino, najlepiej z pobliskiej winiarni.

W drugiej połowie dnia, między jednym a drugim zajęciem w pracy, Włoch rozmyśla i planuje wieczorny posiłek. Dzwoni do znajomych, umawia się na kolacje. Późną porą zaczyna się włoskie życie. Zaszło słońce, zrobiło się trochę chłodniej (tylko trochę) i aż się prosi, żeby wyść z domu. Kolacja to bardzo często biesiada w gronie przyjaciół i znajomych. Pretekst do spotkania, rozmowy, no i oczywiście jedzenia. Włosi uwielbiają chodzić do różnego rodzaju lokali gastronomicznych. W zależności od „portfela” wybierają: pizzerie, trattorie, osterie, restauracje mniej lub bardziej eksluzywne. Są również takie lokale, do których może wejść tylko elita (posiadająca kartę stałego klienta). Menu jest wtedy bardzo wyszukane, a ceny dań przyprawiają o zawrót głowy.

Włoch uwielbia delektować się jedzeniem. Oprócz polityki i sportu jest to nieodzwony temat w każdej rozmowie. „Co jadłeś wczoraj”, „W jakim lokalu byliście”, „Czy dobrze się tam je”, „A co dziś robicie, gdzie będziecie jeść”, „W weekend zaczynają się targi ryb (befsztyka, grzybów, czekolady itd.), trzeba koniecznie je odwiedzić...”. Mogłabym wyliczac w nieskończoność.

Dla tych, którzy chcą przekonać się o różnorodnej kuchni włoskiej, a przede wszystkim toskańskiej, zapraszam na bloga "Moja Toskania”. Znajdziecie tam mnóstwo przepisów na każdą okazję i porę roku.