Ucieszyłam się na propozycję zrecenzowania książki, której tłem jest kuchnia. Listonosz przyniósł pięknie wydaną książkę w twardej oprawie i nęcącej okładce. Sami spójrzcie: czyż nie jest smakowita?!

"Miłość, zdrada i spaghetti" (i pięknie brzmiący angielski tytuł "I loved, I lost, I made spaghetti") to historia Giulii, kobiety po trzydziestce szukającej miłości. Ojciec Giulii był rodowitym Włochem, matka Angielką włoskiego pokolenia i to sprawiło, że kuchnia w ich domu odgrywała bardzo ważną rolę. Obok poszukiwania mężczyzny idealnego to właśnie kuchnia zajmuje spory kawałek życia głównej bohaterki, a tym samym książki.
 
Czas na rozdzielenie tych dwóch składników. 
Kuchnię zostawimy na potem. Książka pisana jest stylem lekkim, spontanicznym, miejscami żartobliwym - to ogromny plus, bo czyta się bardzo przyjemnie i jednym tchem. Jednak co - oprócz stylu - sprawia, że książka wciąga? Fakt, że bohater (czasem kilku) pozwala nam się z sobą utożsamić. To oczywiście sprawa indywidualna, ale tym razem mi się nie udało. Powiem więcej: Giulia nieco mnie drażniła. Kobieta niby dojrzała, wykształcona, z dobrą posadą nie za ładne oczy, a jeśli chodzi o życie osobiste porażka za porażką. Te jej rozpaczliwe poszukiwania, lub może raczej doszukiwanie się cudowności w każdym napotkanym facecie, to jej oddawanie się w całości, podawanie na patelni, a potem rozpacz, że nie zadziałało, robi z niej istotę słabą, pozbawia charakteru. Drażnią mnie kobiety bez aspiracji, bez ambicji, bez doceniania siebie dla siebie. Kobiety, które istnieją tylko wtedy, gdy obok jest mężczyzna (tutaj obojętnie jaki), a gdy nagle znika, szybko trzeba złapać kolejnego, bo z jego zniknięciem znika i ona sama. Przez całą książkę miałam ochotę potrząsnąć Giulią i krzyknąć: "Kobieto, weź się w garść!".
 
I właściwie tyle mogę napisać o treści. Niczego innego nie ma. Natomiast kuchnia - to jest to! Mnóstwo fantastycznych przepisów. I to właśnie w nich widać to, co pisze o sobie Giulia: "jestem zabawna". Jedne przepisy są zwykłymi przepisami, inne zawierają zabawne komentarze, więc nie warto ich omijać przy czytaniu. Jedno jest pewne: wypróbuję większość z nich, bo włoska kuchnia jest mi bardzo bliska. I cieszę się, że moja biblioteczka została wzbogacona o tę pozycję, z tym że nie stanie w biblioteczce w pokoju lecz w kuchni obok innych książek kulinarnych.
 
Rozczuliła mnie dedykacja: "Dla mojej mamy, która nauczyła mnie gotować i kochać". Część kuchenna książki przekonała mnie, że z tym gotowaniem to prawda. Jeśli natomiast to kochanie jest takie, jak u głównej bohaterki, życzę Autorce tego, by pokochała siebie.
 
Byłoby grzechem nie wspomnieć o profesjonalnym wydaniu. Okładka twarda, elegancka, z bardzo kobiecą grafiką (brawa dla Pani Olgi Rzeszelskiej). Kartki zszyte w taki sposób, jaki lubię: książka nie zamyka się sama, gdy zostawi się ją otwartą.
 
 
Wydawnictwo Prószyński i S-ka.
 
logo