Właściwie jest to bardziej sprawozdanie z pobytu niż opis, bo autorka zdaje nam dokładną dziennikarską relację z tego, co robi, co gotuje, co je, precyzyjnie wymienia niezliczoną ilość swoich znajomych, z którymi się spotyka. Streszcza nam swoje rozmowy chyba ze wszystkimi interesującymi mieszkańcami tej małej wysepki. Zapoznaje nas z ich zwyczajami, tradycjami, świętami, a przede wszystkim z tamtejszą kuchnią. W książce znajdziemy kilka przepisów na najbardziej typowe dania tej kuchni, oczywiście na makarony, albo faszerowane kalmary lub królika po procidańsku.

„Na północ od Capri” jest ostatnią częścią trylogii, choć muszę przyznać, że czytając nie odczułam braku znajomości dwóch poprzednich tomów.

Jeśli ktoś chce przeczytać ciekawą powieść, z interesującą fabułą, z ciekawymi dialogami, z porywającymi opisami, tego w tej książce nie znajdzie. Jeśli zaś ktoś się wybiera na urlop do Włoch, to może warto zaplanować wycieczkę na Procidę i warto przeczytać „Na północ od Capri”, bo znajdziemy w niej informacje, jakich próżno szukać w przewodniku turystycznym.