Podtytuł książki niemieckiej autorki brzmi „autoeksperyment”. I faktycznie z eksperymentem dotyczącym zmiany nawyków żywieniowych mamy do czynienia.  Bohaterka za sprawą kąśliwych uwag swojej przyjaciółki, dotyczących jej codziennego menu, postanawia zmienić swoją dietę. Plan jest ambitny, bowiem zaczyna od diety, bazującej wyłącznie na produktach bio, by dalej poznać wegetarianizm, weganizm i skończyć na frutarianizmie. Każdy etap, czyli poszczególna dieta, trwać ma 2 miesiące, aby autorka mogła dokładnie poznać „z czym to się je”, jak się na danej diecie funkcjonuje, aż w końcu, by wejść w rolę rzeczniczki danej grupy. Pod koniec eksperymentu, kiedy będzie już świadoma wad i zalet poszczególnych diet, podejmie decyzję, którą drogą chce dalej podążać. I Jak chciałaby się odżywiać.

Trzeba przyznać, że pomysł jest ciekawy i chyba większość z nas miała choć raz myśl, by swój jadłospis zmienić. Nie tylko ze względów zdrowotnościowych, ale i mając na uwadze to, jak traktowane są zwierzęta, które potem lądują na naszych talerzach. I ten wątek przewija się przez całą książkę. Tematyka traktowania zwierząt a hodowlach, sposoby obchodzenia się z nimi podczas uboju absorbują autorkę. Jest przy tym skrupulatna, i dociekliwa, bada różne aspekty, by jej opinia poparta była mocnymi argumentami.  Warto się z nimi zaznajomić, bo ludzie, stojąc przed półką w supermarkecie, nie zastanawiają się, jak wyglądał proces, którego finalnym produktem jest kurczak czy stek na tacce, którą trzymają w ręce. Warto zwracać uwagę na tę kwestię, bo to od naszych wyborów w sklepach zależy, jak traktowane będą zwierzęta.

Książka wciąga. Proces adaptacji do poszczególnych sposobów żywienia, wyrzeczenia i ograniczenia, które ciężko czasem autorce przychodzą są na tyle intrygujące, że samemu ma się chęć przeprowadzić na sobie taki eksperyment. Uważam to za wielki plus, bo mobilizowanie ludzi do myślenia o tym, co jedzą, to jedyny sposób na to, by zmienić ich nawyki żywieniowe.

Z drugiej strony, podczas rozwoju akcji, pojawiły się w mojej głowie liczne nieścisłości, jeśli chodzi o styl życia i podejście do tematyki traktowania zwierząt przez autorkę. Troskliwie opiekuje się chorym psem i traumatycznym przeżyciem jest dla niej konieczność jego uśpienia, całkowicie rezygnuje z miodu nie chcąc okradać pszczół, z drugiej zaś strony wspomina, że wielokrotnie bywała z bratem na polowaniach. W momencie kiedy przechodzi na dietę wegańską, przyznaje szczerze, że nie porzuca nadziei, że „uda mi się znaleźć jakąś lukę w systemie, coś, co pozwoli mi wbrew wszystkiemu od czasu do czasu, bardzo rzadko, zjeść choć kawałeczek mięsa”.  Z jednej strony chce pozbywać się książek w skórzanej oprawie, ma jednak problem z rozstaniem się ze swoją kolekcją wypchanych zwierząt. Rozumiem, że dla osoby przechodzącej na dietę bezmięsną czy w ogóle pozbawioną produktów odzwierzęcych, takie rzeczy mogą być trudne na początku. Jednak w nieraz autorka przedstawia siebie jako dziennikarkę zaangażowaną w tematy żywienia, zajmującą się tym tematem od lat.

Mimo wszystko Duve stawia ważne pytania, odkrywa przed nami świat, którego nie znamy lub co gorsza, odmawiamy poznania. Pyta o kondycję dzisiejszego świata nie tylko od zwierząt zaczynając, ale na wielkich koncernach, rządach i gospodarkach kończąc. Jaka będzie nasza indywidualna odpowiedź, na to pytanie. To już wyłącznie zależy od nas.