Zupa jest moim zdaniem najlepszym posiłkiem jednodaniowym. Nie trzeba męczyć się z dodatkami, ziemniakami i sałatkami. Zupę można zrobić i zostawić na małym ogniu, wrócić do domu i delektować się smakiem. Można dodać najróżniejsze kombinacje składników i uzyskać za każdym razem inny efekt. Inaczej smakuje zupa u babci a inaczej robiona przez narzeczoną. Ale narzeczona też kiedyś stanie się babcią i w swoim życiu wykona tysiące niedzielnych zup i dojdzie w tym do perfekcji. Dobrą zupę po prostu trzeba nauczyć się robić na błędach lub mieć dobrego nauczyciela.

Na pewno najważniejszym składnikiem zupy jest bulion. Najlepiej z 2 rodzajów mięsa i dobrze doprawiony warzywami i ziołami. Taki bulion powinno się gotować parę godzin aby nabrał głębi smaku. Dodam, że jestem miłośniczką mrożenia i przechowywania bulionów w lodówce na "wszelki wypadek". Często jak jestem zapraszana na obiad do rodziny to przychodzę z pojemnikiem i proszę o odlanie samego bulionu z garnka. Wracam wtedy jako najszczęśliwsza na świecie mając swoją bazę pod np. zupę brokułową. Sama również, kiedy w niedzielę robię rosół odlewam pół garnka na zapas, który i tak się zużywa bardzo szybko.

Należy bardzo uważać z doprawianiem bulionu, ponieważ zupę naturalnie redukujemy poprzez długie gotowanie na małym ogniu, jej ilość się zmniejsza ale doprawienie wciąż jest takie samo. Dlatego 2l zupy mogą smakować dobrze, ale kiedy zredukujemy ilość do 1.5 to może się okazać, że ją przesoliliśmy. Ja praktykuję solenie dwa razy, na początku i pod koniec, ale nie jest to regułą.

Uwielbiam robić bulion na skrzydełkach i korpusie z kurczaka, wychodzi wtedy naprawdę bardzo smaczny odpowiednio tłusty wywar. Skrzydełka, a raczej ich delikatne mięso staje się bardzo ważną częścią rosołu.
Warzywa są bardzo klasyczne, włoszczyzna z dodatkiem pietruszki, lubczyku, majeranku, ziela angielskiego i liścia laurowego. Nie lubię za to dodawać ziemniaków, uważam, że za długo się gotują i po prostu za bardzo zwracają uwagę swoją konsystencją i smakiem.

Ważną rzeczą jest odpowiednie ugotowanie mięsa, nauczyłam się tego dopiero niedawno. Najpierw gotujemy w osolonej wodzie mięso a po usunięciu szumowin dopiero wtedy dodajemy warzywa, przyprawy i zioła. Rosół wychodzi wtedy bardzo aromatyczny, klarowny i moim zdaniem z większą głębią smaku. Zresztą usuwanie szumowin z rosołu w połowie gotowania było najgorszą rzeczą jaką kazano mi kiedykolwiek robić, naprawdę traciło się ochotę na posiłek.

Już jutro wspomnę o przecieraniu, dodatkach i zagęszczaniu. 


Zapraszam!

Z bloga:

http://camomilleflavor.blogspot.com/2012/08/sekret-dobrej-zupy-cz1.html