Michał wyszedł z pociągu i od razu poczuł się nieswojo. Podziemia Dworca Centralnego przerażały go niczym tunele nieprzyjemnego, starego labiryntu. Nie mówiąc o charakterystycznej mieszaninie zapachów, które nie były jego ulubionymi. Postanowił jednak nie dać za wygraną. Rozejrzał się na wszystkie strony i dziarsko poszedł w lewo. W prawo. A może jednak w lewo? Tak, w lewo.
Oczywiście się zgubił. Po raz kolejny wyszedł nie tam gdzie powinien i po raz kolejny zobaczył jak jego autobus odjeżdża.
- Sacrebleu – zaklął pod nosem i pognał znów dół. Drugiej 105 sobie nie daruje!
Michał. Krakowski student romanistyki, o kierunku język francuski. Brat Hani. Zakochany w muzyce francuskiej i kochający wszystko, co Francję przypomina. Pozbawiony kompletnie poczucia orientacji w terenie. Dlatego pomimo swej wielkiej miłości do Warszawy, dworca po prostu nie cierpiał. Rzecz jasna, rozumiał i doceniał dzieło polskiego architekta Arseniusza Romanowicza. Z uznaniem kiwał na ciekawą budowę jako przykład konstrukcji postmodernistycznej, aczkolwiek podziemia nie polubił i w głębi serca czuł, iż nigdy go nie polubi.
- Wreszcie! – krzyknął do siebie student, gdy wszedł do upragnionego autobusu. Usiadł na końcu pojazdu i zaczął obserwować ulice. Jak co roku, po każdej sesji wracał do domu na wakacje i tradycyjnie już sprawdzał z zaciekawieniem jak bardzo jego miasto się zmieniło. Tym razem postanowił swój urlop zacząć niestandardowo. Jechał do siostry, a dokładnie do słodkiej istoty, jakim była jego siostrzenica Iga. Tak dawno jej nie widział!
Ciepłe promyki słońca, długa droga i pobudka o 5.00 rano spowodowały, iż Michał zdrzemnął się. Jednakże zawsze można było liczyć na kierowcę:
- Koniec trasy! – krzyknął do ucha i brutalnie potrząsnął chudymi ramionami Michała- Proszę wysiadać!
Młodzieniec był o naturze pacyfisty, dlatego nie odpowiedział na grubiańskie zachowanie. Otworzył oczy i rzekł:
- Dziękuję bardzo.
Wstał i wyszedł z pojazdu. Przed sobą zobaczył krajobraz z terenu budowy poprzeplatany polami z młodą kapustą. Gdzie nie gdzie zza ogromnych kopców ziemi przedzierały się duże bloki mieszkalne, w których widać było życie. Jednym z nich mieszkała jego siostra.
Po kilku minutach przedzierania się przez wykopy, dziury i inne grajdoły ziemi dotarł do miejsca. Radośnie zapukał do drzwi. Słyszał jak siostra radośnie do kogoś mówi i podchodzi do wejścia.
- Michał! – wykrzyknęła Hania otwierając drzwi wejściowe. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Była rozluźniona. Nie było widać jak dużo ma na głowie i jak mało ma czasu dla siebie. Od razu rzuciła się bratu na szyję. – Jak dobrze, że jesteś! O! Jak dobrze, że obrałam więcej ziemniaków! – spojrzała jeszcze raz na niego i zaśmiała się – Chodź, nastawię herbaty. A wiesz, mamy gościa. – powiedziała tajemniczo siostra wprowadzając go do kuchni.
Wtem Michał ujrzał najpiękniejszą dziewczynę, jaką widział w swym życiu. Był pewien, że właśnie się zakochał.
Po lekturze poznaj przepis na mini pizze ziemniaczane
Przeczytaj pozostałe fragmenty opowiadania Przyjaźń od kuchni
Komentarze