- Tak... - powiedziała Emilia. Jej oczy były pełne łez, które poturlały się po bladej, choć dziś pięknie wymalowanej buzi. Cała ta atmosfera, zapach kadzideł i kwiatów, a także świadomość, że stojący przed nią mężczyzna kocha ją najczystszą, prawdziwą miłością, jakiej jeszcze nigdy nie zaznała, bardzo ją wzruszyły.
- Od tej chwili jesteście mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą. - ksiądz wypowiedział słowa, po których zarówno młodzi jak i wszyscy świadkowie odetchnęli z ulgą. Ich pocałunek był tak niewinny i nieśmiały, że choćby chcieli to ukryć, było widać, że to ich pierwszy. W kościele zapadła cisza, tylko szloch mamy Emilii niósł się echem po kościele. Nawet organista wyczuł wagę chwili i gdy zobaczył twarz proboszcza, która nagle zmieniła odcień na wstydliwą czerwień, coś w niego wstąpiło i zaczął grać. Wspaniały marsz weselny.
- Żono, pani pozwoli... - Michał służył Emilii ramieniem, gdy odwracali się przodem do zgromadzonych.
- Mężu, bardzo pan miły, proszę tylko mnie nie puszczać, bo upadnę po drodze. - suknia Emilii miała wspaniały tren, który jednak teraz zaczął lekko zawadzać. Długo nie mogła się zdecydować na jego długość, jednak ostatecznie uszyła suknię tak długą, na ile pozwalał zakupiony - nie bez ogromnych starań - biały materiał. Końcówki rękawków oraz dekolt w kształcie łódki zdobiły piękne koronki, które dostała od mamy w prezencie ślubnym. Zdobiły przedtem suknię każdej wychodzącej za mąż panienki w rodzinie. Miały niesamowity urok właśnie dlatego, że znaczyły coś więcej niż tylko koronka.

Idąc ku bramie, już jako małżeństwo, mijali wszystkich najbliższych, których twarze odzwierciedlały mieszankę szczęścia i wzruszenia. Wiele osób z chusteczkami przy oczach uśmiechało się do nich, jakby chciało powiedzieć, że są równie szczęśliwi co oni dziś. Emilia wiedziała, że dla mamy najważniejsze jest to, że już nie jest panną z brzuchem, jednak nie to było teraz najważniejsze. Idąc przy boku Michała była bezpieczna. Wychodząc za niego była przekonana, że to właśnie on będzie jej skałą, oparciem w każdym momencie. A miłość, choć nie wierzyła, spłynęła na jej serce w błyskawicznym tempie.

Tuż przed kościołem wraz z fontanną ryżu, który goście sypali na szczęście powitał ich prószący śnieg. Przyjmowali życzenia oraz kwiaty, zaskoczeni ilością osób ustawiających się w kolejce. Michał kątem oka spogladał na swą żonę, której platki śniegu opadły na płomienne loki oraz na długie rzęsy. Wyglądała pięknie, ale czy ona się nie przeziębi? Musiał coś zrobić, więc jak zwykle - zaczął działać.

- Drodzy Państwo. Bardzo dziękujemy za życzenia, za wszytskie ciepłe słowa i samą już obecność. Jednak jak wiecie jesteśmy przy nadziei i ta pogoda... no słowem nie chcę by Emilka się przeziębiła.
- Tak, mądrze mówisz zięciu, zapraszamy wszystkich na skromny poczęstunek. W domu panny młodej, zapraszamy! - ojciec Emilki promieniał. Emilia dawno nie widziała go tak szczęśliwego. Śnieg nadal prószył, a młodzi prędko wsiedli do ustrojonego kolorowymi tasiemkami dużego Fiata. Machając gościom, licząc na ich liczne przybycie - odjeżdżali. Klakson miał sporo pracy, całe szczęście było to nowe auto.

- Uff, dziękuję, bałam się że zamarznę, poza tym te obcasy... nogi mi spuchły od ciężaru, brzuch coraz większy. Dobrze że jedziemy do domu, jestem potwornie głodna. Zjadłabym sałatkę jarzynową.
- Zaraz się najecie, kochanie, jeszcze chwilka. Ale przedtem mam dla Ciebie prezent. Ślubny. Skromny, wiadomo ile może dać swej żonie student. Emilko, wszystko przemyślałem, organizację zaczniemy już jutro. Zostajemy w Poznaniu. Dla ciebie. Na zawsze.

Po lekturze poznaj przepis na słoneczną sałatkę