Książka „Kuchnia domowa-dieta bezglutenowa” kierowana jest nie tylko do osób ze zdiagnozowaną celiakią. Autorka uświadamia jakie niebezpieczeństwo dla każdego człowieka może nieść za sobą spożywanie glutenu. Opracowanie opatrzone zostało świetnie przygotowanym wstępem, w którym zwłaszcza początkujący mogą znaleźć wiele przydatnych informacji. Michelle  Berriedale - Johnson wskazuje różnice między nietolerancjami pokarmowymi, celiakią i pochodnymi schorzeniami. Uświadamia, jak wiele -wydawałoby się nietypowych- objawów świadczy o nieprawidłowym wchłanianiu. Przedstawia nawet krótki lecz bardzo ciekawy rys historyczny sięgający drugiego wieku naszej ery. Książka zawiera porady dla rodziców, dzieci i młodzieży a także wzmianki dla kobiet w ciąży i nastolatków, które w przyszłości chcą zostać rodzicami.

Po kilkunastu stronach bardzo ciekawego wstępu przychodzi (jak informuje opis na okładce) czas na 200 bardzo różnorodnych przepisów. Wszystkie określają dodatkowo ilość porcji oraz wartość odżywczą posiłku. Pogrupowane, umożliwiają łatwe poruszanie się po kolejnych stronach książki. Krótkie opisy świadczą o dużej znajomości kuchni.

Zdarzają się jednak uwagi wyjątkowo nietrafione. Wskazówka dotycząca makaroników nie wzbudza zaufania. Autorka radzi: „Jeśli twoje makaroniki wyjdą zbyt płaskie, co się często zdarza, połam je, a będą świetną dekoracją do lodów”. Może należałoby od razu nazwać przepis: „Totolotek -ciastka lub posypka?” Zupa z nerek opatrzona została radą: „Jedz ją oglądając telewizję”. Nigdy w jedzeniu nie towarzyszy mi telewizor, chociażby dlatego, że go nie posiadam. Natomiast uważam, że tego typu uwaga nie powinna znaleźć się w książce traktującej o zdrowym stylu życia. Jedząc (najlepiej przy stole) należy skupić się na posiłku i przeżuwanych kęsach, a nie najnowszych wiadomościach czy serialowych perypetiach.

Nazywając poradnik „Kuchnią domową”, należałoby zastanowić się czy każdy z nas ma w spiżarni zapas mąki z ciecierzycy, masła fistaszkowego, esencji anchois i piżmianu.

W książce, która ma służyć  polskiemu czytelnikowi, zapiekanka na dzień Św. Patryka lub ciasto na Święto Dziękczynienia nie jest chyba najlepszym pomysłem.

Dobrze, że na rynku wydawniczym pojawiają się pozycje z zakresu diety bezglutenowej.

Im więcej takiej lektury osoba na diecie ma za sobą, tym łatwiej jest w stanie poradzić sobie z tym wcale dietetycznym, niełatwym (zwłaszcza na początku) a bezwzględnie koniecznym do odrobienia, zadaniem.

Mówienie o szkodliwości glutenu w diecie jest wspaniałą i ważną inicjatywą. Za to  Michelle Berriedale- Johnson należą się podziękowania. Natomiast do mocnych stron książki nie należą  przepisy z produktów mało spotykanych, dostępnych jedynie w sklepach ze zdrową żywnością. Tych, w naszym kraju jest ciągle zbyt mało, przez co mnóstwo ludzi (zwłaszcza z mniejszych ośrodków) po prostu nie ma dostępu.

Na szczęście są w poradniku i świetne, proste receptury, które oczywiście wypróbowałam.

Chlebek bananowy jest naprawdę doskonały!

logo