Zamiast siedzieć przed telewizorem, wpatrywać swoje ślepia przez 2 godziny w pudło i wyżerać słone paluszki lub tłuste czipsy, proponuję spędzić trochę czasu w kuchni i przygotować sobie nieco zdrowszą wyżerkę. (I wtedy można już sobie dalej spokojnie siedzieć z czystszym sumieniem:-).

Grissini jest popularnym włoskim przysmakiem i wspaniałym odpowiednikiem dla tłustych przekąsek. Owszem, roboty przy nich jest sporo, ale potem można je jeść i jeść i jeść... A do tego obowiązkowo popijać zimne piwko...!:-). 

 Składniki:

  • 350g mąki pszennej
  • 50 ml oliwy+ do smarowania
  • 200ml ciepłej wody
  • 2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 10-15g świeżych drożdży (zamiast świeżych użyłam 4g suszonych)
  • zioła i przyprawy: oregano, pieprz ziołowy, sól prowansalska, zioła prowansalskie, papryka słodka i czerwona, pietruszka, bazylia

Wszystkie powyższe składniki trzeba ze sobą dokładnie zagnieść i uformować z nich kulę. Ciasto należy zostawić w misce pod przykryciem i odstawić do jakiegoś ciepłego miejsca na godzinę. Ja swoje ciasto przykryłam ręcznikiem kuchennym i kocem.

Po godzinie, kiedy ciasto już podrosło, podzieliłam je na 3 części, żeby mi się potem lepiej wałkowało. Stolnicę oprószyłam maka i porcje ciasta rozwałkowałam na cieńsze płaty. Następnie nożem do krojenia pizzy, odkrawałam paski o szerokości 5mm. Z każdego paska robiłam wałeczek o długości ok 30 cm i układałam na papierze do pieczenia. 

Każdy wałek smarowałam oliwą i oprószałam różnymi ziołami i przyprawami. Grissini piekłam w temperaturze 200 stopni przez 12 minut (pod koniec pieczenia trzeba być na baczności, żeby wałeczki się nie zjarały).

(Użyłam też czarnego sezamu do dekoracji, ale niestety cały odpadł;-/)

Przepis na grissini znalazłam tutaj.