Po sukcesach książek autorek blogów Moje Wypieki, White Plate czy Jadłonomia, na księgarskich półkach pojawia się coraz więcej tytułów, których autorami są polscy blogerzy kulinarni. I dobrze, bo wreszcie mamy różnorodność tematów, stylu i książki pisane z sercem, bez fotografii kupowanych w bankach zdjęć, lecz publikacjami przygotowanymi z sercem, od początku do końca przez jedną osobę.

Tak też jest w przypadku książki autorki bloga Zielenina. Magdalena od kilku lat prowadzi bloga poświęconego kuchni wegetariańskiej i obala mit, że ta kuchnia to trudna, bo trzeba mocno nagłowić się, czym zastąpić pominięte w diecie mięso. A przecież pewnie każdego dnia jemy posiłek bez produktów zwierzęcych i nie przychodzi nam to wcale tak trudno.

Autorka podzieliła książkę na pory roku i na podstawie składników, które w danym czasie pojawiają się na tynkach, straganach i w sklepach, komponuje sycące i pożywne dania. Nie ma tu ciast z truskawkami w grudniu czy szparagów w lutym. Czerpiemy z tego, co daje nam natura i jemy zdrowe i smaczne potrawy z wykorzystaniem kasz, warzyw, owoców i ziół.  I tak zimą jemy rozgrzewające owsianki na śniadanie i gulasz z warzyw korzeniowych na obiad. Wiosna to czas śniadaniowej granoli z jogurtem i truskawkami oraz jednogarnkowego dania z młodej kapusty, boczniaków i soczewicy. Latem objadamy się sałatką warzywną z ziołową kaszą jaglaną i czekoladowym ciastem gryczanym z wiśniami. Jesień to czas papryk nadziewanych pęczakiem, gulaszu z dyni z jarmużem i białej fasoli, a także kremu buraczanego z prażonym słonecznikiem.

Wszystkie przepisy są proste do zrobienia, nie potrzebujemy tu produktów z kuchni świata, więc ich przygotowanie nie sprawi problemu. Bardzo podobają mi się „oszukane” desery – jak ciasto to z wykorzystaniem mąki owsianej czy gryczanej, jeśli krem czy lody to z jogurtu, a zamiast cukru daktyle. Podobnie z daniami wytrawnymi - sałaty bez kalorycznych dressingów z majonezu, sycące dania bez zasmażek, przypraw w płynie, wszystko zbilansowane i zaspokajające potrzeby naszego organizmu.

Książkę wydano na grubym papierze i to jest chyba mój jedyny zarzut do tej książki. Niestety klimatyczne fotografie, które znam z bloga autorki książki tracą moim zdaniem właśnie przez ten papier. Całość, i rozumiem, że taki był zamysł, sprawia, że mamy wrażenie, że oglądamy bulion z przepisami. Jednak zdjęcia przez to są wyblakłe, mają klimat, ale mnie to nie przekonuje, znając stylistykę i stronę wizualną bloga. Oczywiście to tylko moje zdanie, myślę, że to było właśnie celowe działanie autorki, bo cały klimat książki wpisuje się w tematykę i styl autorki.  

To nie jest książka tylko dla osób, które szukają inspiracji, by wzbogacić swoje wegetariańskie menu. To także propozycja dla tych, którzy chcą zmienić swoją dietę na zdrowszą, wykorzystując mniej przetworzone, a bardziej pełnowartościowe składniki. Magdalena Cielenga-Wiaterek zadbała w swojej książce o to, by obalić mit nudnej i ubogiej kuchni wegetariańskiej, po którą nie sięgnąłby żaden mięsożerca.