W każdy piątek Janusz wpadał do Karalucha na obiad. Na początku było to podstawowe źródło pożywienia biednego studenta fizyki. Teraz li tylko przyzwyczajenie... no i oszczędność. Bycie doktorantem fizyki nie było łatwe. Zwłaszcza, gdy było się żonatym, no i było się w posiadaniu ślicznej, ale przeogromnie żarłocznej, małej Igi.

 

- Witam panie Janeczku! - wykrzyknęła radośnie pani Krysia vel Ciocia Wąsik, jak nazywał ją podczas studiów. Odkąd pamiętał, siedziała za kasą. Była przemiłą osobą i doskonale pamiętała, co kto lubi, a czego nie. Nie jeden raz przymykała oczy na to, że za mało zapłacił. Lubił ją. Jednak  jej piętą Achillesową były imiona. A on nie znosił, jak nazywała go Janeczkiem. Wydawało mu się to tak mało męskie! Nieraz chciał jej odburknąć, że nie życzy sobie mylić jego imienia oraz rzecz jasna zdrabniać!  Ale jakoś do tej pory nie miał odwagi. Poprawka: to znaczy, nie miał jeszcze okazji.

 

- Witam Pani Krysiu.  Jak tam syn Wojtek? – spytał. Później jej zwróci uwagę na temat pomyłki w imieniu. Za tydzień. Ma jeszcze czas, prawda?

 

- Dostał 4! – powiedziała z dumą pani Krysia -  Jestem z niego taka dumna, a panu serdecznie dziękuję, panie Kochanieńki! Gdyby nie to, że Pan wyjaśnił mu to zachowanie…

 

- Zasady zachowania pędu- poprawił spokojnie Janusz. Był świetnym korepetytorem. Jednakże na czas doktoratu musiał przestać i skupić na pracy. Dla pani Krysi zrobił  jednak wyjątek. Tak żaliła się na tego biednego syna, że postanowił mu pomóc.. ot takie miękkie serce miał..

 

- No właśnie! No jestem po stokroć wdzięczna! Jak mam się odwdzięczyć!?

- Naprawdę nie ma sprawy – odpowiedział szybko i zaczął się przyglądać menu. Chciał szybko zakończyć rozmowę, bo poczuł, że tworzy zamieszanie przy kasie.

 

- To przynajmniej zapłacę za obiad!

 

- Naprawdę, nie trzeba pani Krysiu

- Ale ja nalegam, Panie Janeczku, ja bardzo proszę!

 

Janusz desperacko popatrzył po sali.. Wszyscy byli zajęci rozmową i jakoś nie byli chętni do pomocy. Wtem zobaczył ognistorudą dziewczynę. Siedziała sama i wyjątkowo zamyślona. Zaciekawiło go, że jadła z wielkim namaszczeniem, wręcz z lubością każdy pieróg. Jego ślinianki zaczęły szybciej pracować.

 

- To ja te leniwe poproszę – wskazał głową na rudą studentkę

- Niestety już nie ma. Ostatnia porcja już poszła do tej młodej – usłyszał obcy głos z okienka wydający posiłki– ale jest makaron z serem. Chce Pan? – dodała kucharka.

 

- To ja poproszę! – powiedział z ulgą, iż problem był rozwiązany. Tak jak bardzo lubił stać przy tablicy z kredą i myśleć na równaniem różniczkowym, tak równie mocno nie znosił podejmować decyzji w innych obszarach. Żona nazywała go po prostu niezdarą życiową, on to nazywał oszczędzaniem umysłu na rzeczy wielkie.

 

Twaróg był słodkawy z lekką nutą czegoś, czego nie mógł rozpoznać. Jego ograniczona wiedza kulinarna podpowiedziała, iż może to być cukier z lekką nutą czegoś jeszcze. Smakował mu. Już chciał zjeść drugi zawijas na widelcu, gdy raptem poczuł, że ktoś na niego upada…

Ledwo zdążył złapać studentkę, by nie runęła na podłogę. Ludzie zbiegli się wokół nich. Stali tak przez parę sekund nie wiedząc co robić. Uratowała go Pani Krysia, która wszła zza zaplecza.

 

- Już zadzwoniłam po karetkę. Pogotowie jest blisko, więc będzie za jakiś moment. A nie mówiłam, że jest za blada? Od razu czułam, że coś się z nią stanie! Taka anemiczna by… – nie zdążyła dokończyć, kiedy do baru wpadł młody lekarz. Po wstępnych oględzinach kazał wziąć nieprzytomną do szpitala

 

- Czy Pan jest z nią jakoś związany? Rodzina? Mąż? – spytał Janusza, który nadal trzymał studentkę w ramionach.

 

- Tak, ten Pan jest z tą panią – powiedziała skwapliwie pani Krysia.

Janusz spojrzał przerażony na kasjerkę. Czuł, że ma ochotę ją zamordować... przecież obiecał Hani wrócić do domu przed piątą!

 

- Mała musi mieć dobrą duszę teraz przy sobie – szepnęła do ucha pani Krysia

Ciąg dalszy za tydzień....

Po lekturze poznaj przepis na  Makaron z serem w wersji delux

Przeczytaj pozostałe fragmenty opowiadania Przyjaźń od Kuchni