- Naprawdę? Mogłabym? – Emilia nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Propozycja jaką dostała od Hanny sprawiła, że jej dotychczas wielkie oczy, zrobiły się jeszcze większe.

- Myślę, że jak najbardziej. Mąż wróci z pracy i pro forma zapytamy go o zdanie, ale myślę, że też będzie zadowolony. Pokój stoi pusty, więc dlaczego nie mielibyśmy go wynająć. Tym bardziej, że szukasz nowego lokum, ja będę szczęśliwa mogąc ci pomóc. Wszyscy będą zadowoleni.- Michał oparty o lodówkę, choć głośno tego nie powiedział, w środku aż krzyczał ze szczęścia. Skoro Emilia, ta ognistowłosa dziewczyna miała się wprowadzić, oznaczało to, że spotka ją jeszcze nie raz. Skręcił w dłoniach papierosa i wyszedł na balkon. Emilia odprowadziła go wzrokiem, wydawał jej się całkiem interesującym chłopakiem. Zupełnie inny niż Andrzej. Miał w sobie coś z Piotrusia Pana. Taką energię, przez którą miała wrażenie, że zamiast wyjść na balkon, on zaraz wyfrunie, a wróci  nie drzwiami, tylko oknem. Pozytywna aura zdawała się otaczać go tak wyraźnie, że bez problemu mogłaby ją namalować.

- Ach te nałogi, - powiedziała Hanna wycierając ostatnią szklankę w lnianą ściereczkę. – ale mogę mówić i mówić bez końca, on i tak wie swoje. Ty, mam nadzieję, nie palisz?

- Nie. Już nie. Popalałam, ale to już za mną. Niedawno rzuciłam…- myśli Emilii oddaliły się gdzieś, przed oczami miała maleńką istotkę, o którą teraz będzie dbać jak o najcenniejszy skarb. Z zamyślenia wyrwała ją Hanna, która położyła swą dłoń na jej ramieniu.

- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Może brakuje ci świeżego powietrza? Od rana piekę i gotuję, a w tej kuchni momentami nie mam wentylacji. Chyba sąsiedzi na górze coś kombinują, bo często czuć woń alkoholu. Ludzie radzą sobie w każdej sytuacji, ale czy ja przez to muszę mieć tak duszno w kuchni? – Hanna w kuchni zdawała się działać jak zaprogramowana maszyna. Sporo mówiła, mieszała, doprawiała, a to wszystko jakby w przyspieszonym tempie.

- Faktycznie, może świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zanim wróci pan Janusz, pójdę na spacer, porozmawiamy na spokojnie, gdy będziecie już po obiedzie. – Emilia zakładała już buty w przedpokoju, gdy stanął przed nią Michał. Tak wysoki, że aż ciężko było uwierzyć, że był bratem drobnej, kruchej i delikatnej Hanny.

- Wychodzisz? – zapytał, obawiając się, że plany wprowadzenia się Emilii są już nieaktualne.

- Tylko na spacer, zanim wróci twój szwagier. Powinni omówić nową sytuację w cztery oczy, nie uważasz?

- Omówić? Myślę, że Janusz po prostu zostanie poinformowany. Hanka zwykle jest bardzo nieufna w stosunku do obcych ludzi, wierz mi, wiem co mówię. Skoro zaproponowała ci wspólne mieszkanie, musi być, że cię polubiła. – Michał także założył buty. Emilia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

- Pójdę z Tobą. To nowe osiedle, nie wiadomo kogo można spotkać, kiedy nie zna się sąsiadów. Haniu, wychodzę razem z Emilią, do zobaczenia! – w tym momencie Hanna wychyliła się z kuchni z drewnianą łyżką w ustach, chyba doprawiała zupę albo jakieś inne smaczne danie. Cokolwiek to było, pachniało wspaniale.

Michał przepuścił Emilię w drzwiach. Czekając na windę, milczeli. Emilia zrelaksowana, Michał spięty. Ta cisza go męczyła, miał w głowie mnóstwo słów, które chciał powiedzieć, pytań, które chciał zadać, ale wiedział, że to nie był najlepszy moment. Gdy jechali windą, ich spojrzenia spotkały się kilka razy, wywołując zakłopotane uśmiechy. Dopiero wychodząc z bloku zaczęli rozmowę.

- Mała Iga miałaby dodatkowe towarzystwo, gdybyś zamieszkała razem z nimi. Ona lubi, gdy się do niej mówi. Uwielbia opowieści o zwierzętach. – mówiąc to, Michał nieświadomie pokazał Emilii, jak bardzo kocha siostrzenicę, jak wiele o niej wie. Jako typowa kobieta, w dodatku będąca w ciąży, wychwyciła te informacje bardzo szybko.

- Zauważyłam. Gdy widziała mnie po raz pierwszy, nawet się nie wystraszyła. – idąc przed siebie, poczuła, że Michał mógłby być jej przyjacielem. Znała go zaledwie dwie godziny, a już czuła się przy nim tak swobodnie. Dawno nikogo takiego nie poznała. - Może będziesz pedagogiem? Widzę, że masz podejście do dzieci. Podziwiam.

- Nie, ja raczej wyjadę. Tak zawsze planowałem, choć kto wie? Zaraz po studiach chciałbym pojechać do Francji, zamieszkać tam na stałe, znaleźć pracę przy produkcji dobrych win, może nawet mieć kiedyś własną winnicę. Co rano jeździć rowerem po bagietki i krzyczeć bonjour do znajomych.  – nagle rozmowa potoczyła się tak naturalnie, że skrępowanie Michała uciekło gdzieś razem z wiatrem. A ten zaczął wiać coraz mocnej, gdy idąc ulicą Lazurową znaleźli się na wolnej przestrzeni. Wzdłuż drogi ciągnęły się piękne, pełne zbóż, ziół i warzyw, polskie pola.

- Francja? Wspaniale. W pobliżu morza musi być wspaniale. Nasz Bałtyk, to taki zimny.
- Prawda, cała Prowansja jest piękna, jeśli pojadę to właśnie tam. Ty Emilko pochodzisz z Trójmiasta? – Emilko? Jeszcze nikt poza ukochanymi rodzicami tak się do niej nie zwracał. Zwykle była po prostu Emilą. Nawet dla Andrzeja. Myśląc o tym, że nawet jej imię potrafi być dziś wyjątkowe, spojrzała na Michała. Pobiegł w stronę pola, a teraz wracał niosąc w ręce pęk roślin. Emilia mrużyła oczy, ze swoją krótkowzrocznością nie mogła dostrzec czy były to kwiaty. Zziajany Michał wrócił, podając jej gałązki kopru.

- Powąchaj. Co prawda to nie zioła z Prowansji ani lawenda, ale pachnie wspaniale. Nie sądzisz? – Emilię otulił zapach polnego kopru. Od dzieciństwa wąchała go, gdy tylko szła polami, a on akurat rósł w pobliżu. Poczuła się jak w domu, bezpiecznie i dobrze. Kiedy ostatnio Warszawa tuliła ją tak mocno? Nie pamiętała.

Po lekturze poznaj przepis na Przepis na wątróbkę w stylu francuskim

Przeczytaj pozostałe fragmenty opowiadania Przyjaźń od kuchni