Przez całą drogę, Emilia nie mogła zebrać myśli. Czekała ją tak ciężka rozmowa z rodzicami, że po tysiąc razy układała w głowie słowa które zamierzała im powiedzieć, a i tak wszystkie zdawały się nieodpowiednie.

- Bileciki do kontroli, dzień dobry... - jedynie konduktor, kilka razy podczas podróży przerywał jej rozmyślania. O dziwo był uśmiechniętym, miłym mężczyzną, więc nawet kilkukrotne, nerwowe poszukiwania biletu nie wprowadziły dodatkowego stresu. Emilia miała go już wystarczajaco dosyć.

- Panienka chyba o niebieskich migdałach myśli. Szuka a szuka, a bilet ciągle w tej samej książce. - uśmiechnął się serdecznie, westchnął głęboko gdy Emilia w końcu odnalazła bilet i zniknął za drzwiami przedziału. Starsza kobieta w chuście na głowie taksowała znacząco Emilię od góry do dołu. Jednak cóż tu tłumaczyć,? Zestresowana dziewczyna, by uniknąc karcących spojrzeń,  utkwiła wzrok w chmurach.

- Może Andrzej jednak wróci? Może nasze drogi znów się przetną, jak tych samolotów na błękitnym niebie? Oby tak właśnie było. - z podobnymi myślami Emilia dotarła do Poznania. Gdy tylko wysiadła z pociągu, poczuła się tak bardzo u siebie. Postanowiła pójść pieszo do domu, by jeszcze chwilę odciągnąć w czasie tą straszna rozmowę. Nawet nie zauważyła jak szybko pokonała wszystkie uliczki dzielące Dworzec Główny z rodzinnym Łazarzem. Wbiegła po schodach kamienicy, wdychając jej specyficzny zapach. Zapukała do drzwi.

- Córcia? To ci niespodzianka! - ojciec, dla którego Emilia zawsze była oczkiem w głowie, za każdym razem cieszył się, gdy niezapowiedzianie wpadała do domu. W sytuacjach gdy mama bywała surowa, on zawsze przymykał oko na wybryki córki.

- Tato... - wpadła w jego ramiona i zaczęła cichutko płakać. Z głębi mieszkania słychać tylko było mamę, która wołała ich na kolację.

- Jak dobrze że jesteś,właśnie parzę herbatę. Już ciocho bądźcie, dziennik się zaczyna, porozmawiamy później. - Emilia z ojcem usiedli w starych, wygodnych fotelach. Rodzice wpatrzeni w dziennik mieli takie spokojne miny, że chciała, by ta atmosfera trwała bez końca.

- Dziennik wieczorny, witam państwa. Zaczniemy od najświeższej intormacji jaka dotarła do nas przed kilkoma minutami. Samolot, na pokładzie którego znajdowała się lecąca za Ocean Polonia, spadł do oceanu. Nikt nie przeżył. Według wstępnych doniesień, przyczyną była awaria silnika.

- Co to za kolej rzeczy, że tylu ludzi w jednej chwili ginie. - Mama pokręciła głową, nie odrywając wzroku od telewizora. Emilia zaczęła histerycznie płakać, co chwila wstając i siadając spowrotem w fotelu.

- Nie, nie, to nie możliwe. Nie wierzę... Mamo, tato, w tym samolocie leciał Andrzej. A ja... ja jestem z nim w ciąży...

Szklanka wypadając z dłoni mamy roztrzaskała się na milion kawałków. W mieszkaniu rozbita była teraz i szklanka i serce Emilii.

Po lekturze poznaj przepis namigdałowo-migdałowe muffinki