Do niezwykle urokliwego po sezonie Zakopanego zaprosiła nas wierna podhalańskim tradycjom kulinarnym góralka Klementyna Gąsienica-Byrcyn. Zachwycił nas dom położony tuż przy halach i regionalny wystrój. A kiedy przywitała nas góralska rodzina, poczuliśmy się, jakbyśmy znali się od dawna. Takiego gotowania jeszcze nie było – w kuchni królowały: babcia Bożenka, mama Klementyna i 3,5-letnia Klementynka juniorka. Dziewczyny zaczęły od słodkiego śniadania – kluseczek z masłem i cukrem. Były oryginalne, bo zrobione nie z mąki pszennej, a z owsianej. Zdrowe i sycące – bardzo smakowały zwłaszcza dzieciom.

Po śniadaniu pojechaliśmy do bacówki po podhalański specjał – zymborę, czyli serwatkę z mleka owczego. Dziewczyny potrzebowały jej do tradycyjnej zupy. Wszyscy razem weszliśmy do bacówki, w której wędziły się oscypki. Ekipa Food Network ledwo wytrzymała kilka minut – nie mogliśmy uwierzyć, że baca przebywa tam cały czas! Po powrocie do domu zabraliśmy się za zupę. Tłusty, aromatyczny wywar gotował się na kaflowym piecu. Na koniec Klementyna dodała sporą ilość koperku i wlała serwatkę. Nie spodziewaliśmy się, że z takich prostych składników można uzyskać tak nietypowy i wyjątkowy smak.

Piekarnik w kaflowym piecu się nagrzał i to był właściwy moment, żeby zabrać się za przygotowanie jagnięciny z własnego chowu. Zamarynowane wcześniej mięso góralki przyprawiły zielem angielskim, miętą, liściem laurowym i wstawiły do pieca. Pani Bożenka ogłosiła, że przyszedł czas na ciasto. Ucieszyliśmy się podwójnie, bo po pierwsze uwielbiamy słodkie przepisy naszych bohaterów, a po drugie ciasto miało być z jabłkami z ich własnego sadu. Cały stół został obsypany mąką, a mała Klementynka z babcią zrobiły zalewę z jajek i śmietany. Potem dodały masło i powstała góra ciasta. Tarte jabłka obłożone kruchym plackiem powędrowały do pieca.

W oczekiwaniu na ciasto nasze śliczne góralki zaprezentowały nam swoje talenty artystyczne: usłyszeliśmy regionalne piosenki, Klementynka zagrała na skrzypcach, a potem wspólnie z babcią zatańczyły. Okazało się, że nasza ekipa też jest artystycznie uzdolniona i potrafi całkiem nieźle grać na skrzypcach i tańczyć. Kiedy w całym domu zapachniało pieczonym ciastem, wróciliśmy do kuchni. Wszystko smakowało wyśmienicie. Przy góralskim stole, przy rozgrzanym piecu, pośród tradycyjnych smakołyków poczuliśmy się jak u rodziny. Żal było wyjeżdżać.