O projekcie „Piekarnia w Nepalu” opowiada Michał Plichta, jeden z trojga autorów projektu.

Proszę przybliżyć Państwa projekt "Piekarnia w Nepalu". Skąd wziął się pomysł na taką właśnie inicjatywę?

W Himalajskiej wiosce Syabru zbudowaliśmy piekarnię, a właściwie piekarnio-kawiarnię, która zarabia na turystach, a całych dochód przeznaczony jest na pomoc mieszkańcom - zakup lekarstw, opłacenie lekarza (służba zdrowia jest w Nepalu płatna), pomoc staruszkom, którymi nie ma się komu opiekować, pomoc w nieszczęśliwych wypadkach itd... Wioska leży u wrót bardzo popularnego szlaku turystycznego (Dolina Langtang), ale nie wykorzystywała do tej pory tego potencjału. Mieszkańcy żyją tam tak ubogo, że czasem aż serce się kraje...

Skąd się w ogóle tam wzięliśmy? Byliśmy na trekkingu i z powodu różnych zawirowań losu zostaliśmy na jakiś czas "uwięzieni" w wiosce. I wtedy mieszkańcy przygarnęli nas pod swój dach i przez te 2 tygodnie traktowali nas jak rodzinę, dzieląc się wszystkim co mieli.

Rok później Zuza Wójcińska, współautorka projektu, pojechała tam ponownie. I wtedy spotkała Nyimę Tamanga, który podzielił się z nią marzeniem o takiej właśnie piekarni. Cały czas pomysł ten kołatał jej się w głowie, aż w końcu postanowiliśmy to marzenie zrealizować.

Jaka jest jej idea i co chcą Państwo osiągnąć?

Naszą idee fixe jest, aby dawać wędkę, a nie rybę. Jesteśmy przeciwni rozdawaniu pieniędzy, ponieważ po pierwsze one i tak zawsze są szybko wydawane, a potem sytuacja wraca do punktu wyjścia. Po drugie taka forma pomocy szybko uzależnia, sprawia, że obdarowywani nie próbują już radzić sobie na własną rękę.

Także my chcemy dać narzędzie, za pomocą którego  mieszkańcy wioski będą mogli sami zarobić. Co więcej, chcemy, by był to taki impuls, pokazujący, że własny mały biznes to doskonała sprawa. Mamy nadzieję, że wokół piekarni powstanie jakieś stoisko z herbatą, stoisko z rękodziełem itd.

Czemu akurat piekarnia a nie na przykład szkoła czy centrum kultury? To też dobre instytucje do aktywizacji ludności.

Szkoły to rzeczywiście jest coś, za co zagraniczne organizacje biorą się najczęściej. I bardzo dobrze, bo edukacja stoi w Nepalu na niezbyt wysokim poziomie i jest płatna. A tymczasem wiadomo - bez edukacji nie ma rozwoju. Natomiast w Syabru Bensi szkoła na szczęście już istnieje. Piekarnia będzie ją co roku wspierać poprzez zakup podręczników i pomocy szkolnych. No ale przede wszystkim - pomysł na piekarnię powstał "oddolnie", my realizujemy właściwie czyjeś marzenie, a nie swój własny pomysł.

Czy wypieki dostępne w piekarni to tradycyjne nepalskie pieczywo czy raczej przeznaczone jest ono pod europejskie gusta?

Tradycyjne nepalskie pieczywo to chapati, płaskie placki, po polsku zdaje się, że zwane podpłomykami. W Syabru Bensi wszyscy pieką je sobie we własnym zakresie. W piekarni stawiamy przede wszystkim na pieczywo zachodnie, dlatego, że nastawiamy się przede wszystkim na zachodnich turystów. A im bardziej człowiek jest zmęczony (a to przecież szlak trekkingowy), tym bardziej tęskni za "domowymi" specjałami. No i wiadomo - po jakimś czasie w Nepalu ma się juz dosyć ryżu... A że nie jest miejsce gdzie wpada się na "długi weekend", lecz przyjeżdża na dłużej, za takimi rzeczami, jak pieczywo się tęskni.

Czy piekarnia oferuje tylko chleb czy też inne wypieki?

Na razie oprócz chleba nasz kucharz serwuje muffinki. Natomiast gdy w tym roku pojedziemy do Nepalu, z pewnością nauczymy go kilku przepisów na ciasta. Zjeść takie ciacho po kilkunastu czy kilkudziesięciu dniach wymęczającego trekkingu, to musi być niebo w gębie!

Skąd brane są składniki do wypieków? Piekarnia znajduje się wysoko w górach, transport pewnie nie jest łatwy.

Mamy już zapas składników kupionych na kilka miesięcy w przód. Większość z nich kupiliśmy w Dunche, stolicy tego regionu. Na szczęście piekarnia leży ok. 1,5 km od ostatniego miejsca, do którego dojeżdża autobus, więc tragarze nie musieli tego dźwigać na swoich plecach przez kilka dni, jak to często niestety bywa w tym kraju. Ale warto pamiętać, że dojazd autobusem to też nie jest bułka z masłem. Droga jest absolutnie fatalna, wąska tak, że czasem dwa samochody nie mogą się minąć, nad przepaścią, bez żadnych zabezpieczeń. W dodatku droga jest często zasypywana przez lawiny albo zalewana przez strumienie. No i jeszcze warto pamiętać, że w Nepalu codziennie gdzieś jest jakiś strajk, podczas którego tłum od rana do wieczora blokuje drogę.

Jak wyglądało życie mieszkańców wioski zanim pojawiła się piekarnia? Czym się oni zajmowali?

Mieszkańcy mają swoje ogródki oraz kozy i jaki, ale z rolnictwa czy pasterstwa wyżyć się tam nie da. Czepiają się dorywczych prac - jako tragarze, przewodnicy. Czasem wyjeżdżają do Kathmandu albo dalej - do Indii czy Malezji, gdzie pracują fizycznie przy najcięższych zajęciach. Gdy zawitaliśmy do wioski po raz pierwszy, stałą pracę miała tylko jedna osoba - w Parku Narodowym.

Jaki jest stosunek mieszkańców do Państwa projektu? Czy oni również czują, że jest to dla nich duża szansa? Są oni zaangażowani w rozwój tego miejsca?

Początkowo w ogóle nie wierzyli, że coś takiego powstanie. Dopiero, gdy zebraliśmy pieniądze i wzięliśmy się za realizację planu, dotarło do nich, że to prawda. Gdy dowiedzieli się, że większość pieniędzy mamy z grantu MSZ, powiedzieli: "To pierwszy rząd, jaki kiedykolwiek się nami zainteresował". Z takimi doświadczeniami nie dziwię się, że byli nieufni. Mieszkańcy brali czynny udział w powstaniu budynku piekarni i rzeczywiście mają nadzieję, że uzyskają z tej strony jakąś realną pomoc.

Czy ktoś z Państwa na bieżąco czuwa nad pracą piekarni czy mieszkańcy wioski radzą obie sami?

Tak, cały czas ktoś dogląda sprawy. Teraz na miejscu jest Paweł Skawiński, współautor projektu. Natomiast z biegiem czasu chcemy, by całe bieżące zarządzanie projektem przejął manager oraz stowarzyszenie skupiające mieszkańców, które już formalnie stało się właścicielem piekarni. Tak jak mówiłem, dajemy wędkę i chcemy, by nasi przyjaciele sami nauczyli się nią łowić.

Jakie są dalsze plany? Czy marzą Wam się kolejne inwestycje?

Na razie marzy nam się, żeby wszystko funkcjonowało tak, jak należy. Potem chcemy, żeby piekarnia powoli stawała się także centrum edukacyjno-kulturalnym. Będziemy prowadzić tam różne szkolenia oraz działania wspierające zachowanie tamtejszej bogatej kultury.

logoZuza Wójcińska, Paweł Skawiński i Michał Plichta to trójka przyjaciół, którzy podczas trekkingu w Nepalu wpadli na pomysł pomocy lokalnej społeczności i spełnienia marzenia jednego z mieszkańców wioski. Udało im się zbudować piekarnię w wiosce Syabru Bensi, z której dochód przeznaczony jest na wsparcie najbardziej potrzebujących. Piekarnia w niedalekiej przyszłości ma stać się centrum edukacyjno-kulturalnym, by zaktywizować mieszkańców wioski i wesprzeć lokalną kulturę.

Jesteś zainteresowany losem Piekarni w Nepalu? Wspomóż akcję.
Konto Fundacji Mandragon: 25 1140 2017 0000 4102 1227 8703
Twoja firma chce objąć patronat nad akcją? "Piekarnia w Nepalu" jest
otwarta na wszelkie formy współpracy.

Kontakt:
Michał Plichta, Piekarnia w Nepalu
michal@mandragon.pl