Powieściowy debiut amerykańskiej blogerki kulinarnej Jael McHenry – „Kuchnia Duchów” – w niedługim czasie od swojej premiery doczekał się przekładu na sześć języków.  Fakt ten nie zaskakuje już po kilku stronach lektury, gdy czytelnik zaczyna wraz z główną bohaterką eksplorować znane i nieznane szlaki w kulinarnej historii rodziny. I nie jest w stanie się oderwać.

To doskonale zbalansowana historia oddziaływująca wielowymiarowo na zmysły – trudno oprzeć się pokusie natychmiastowego udania się do kuchni celem ugotowania zupy z chleba, przyrządzenia ekspresowej gorącej czekolady czy upieczenia czekoladowego ciasta.  To taka książka, która wypełnia świat wyobraźni smakowitymi zapachami,  wzbudza niezwykle silne emocje i sprawia, że czytelnik przestaje wstydzić się łez – zarówno tych radosnych jak i pełnych bólu. Gdy raz zaczynamy podążać śladami Ginny i wchodzimy wspólnie na trakt emocjonalnego dojrzewania, odkrywania trudnych sekretów rodzinnych i prób zrozumienia samej siebie, jest z niego bardzo trudno zawrócić po prostu zamykając książkę. Brak mi podstawowej instrukcji na początku książki – że najlepiej zasiąść do niej z kawałkiem ciasta na podorędziu, w bardzo leniwe niedzielne przedpołudnie. I zarezerwować dla niej resztę dnia.

Ginny poznajemy w dniu pogrzebu jej rodziców – oboje zginęli niespodziewanie i zdecydowanie zbyt wcześnie. Ginny ma dwadzieścia sześć lat, kulinarny talent i coś, co nazywa Osobowością,  a co według diagnozy jej siostry jest zespołem Aspergera.  W stan posiadania wlicza się też pokaźny księgozbiór, najcenniejsza puszka z zapisanymi ręcznie przepisami przodków, pudła z pamiątkami…i kilka nierozwiązanych rodzinnych sekretów, które zdawałoby się – po śmierci rodziców już nigdy się nie wyjaśnią. Poprzez swoje lęki i niechęć do nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi, Ginny nie pozostaje nic innego poza zamknięciem się w świecie zapachów i smaków. Stanowcza postawa własnej siostry zmusza ją jednak do podjęcia walki; w sposób nieświadomy stacza batalię w obronie samej siebie i tego, na czym najbardziej jej zależy, pokonując własne ograniczenia.  Szybko okazuje się również, że smykałka do gotowania nie jest jedynym talentem Ginny – przygotowując pewne potrawy potrafi przywołać duchy zmarłych. Z kim uda jej się porozmawiać?

Autorka książki poprzez poszukiwania głównej bohaterki próbuje znaleźć odpowiedź na niezwykle trudne pytanie – czym jest tak naprawdę normalność?  To coś więcej niż po prostu smakowita opowieść, choć gotowanie jest tu kluczowym składnikiem magii, której poddaje się Ginny – to doskonale wyważona kompozycja trudów zrozumienia samej siebie, łatwości zatapiania się w prostocie czynności kulinarnych, magii, smutku i niespodziewanych sposobów na odnalezienie własnej drogi w nowym, samodzielnym życiu. Jest jeszcze jedna szczypta magii w tej powieści – poprzez charakterystyczny styl, krótkie, urywane zdania, lapidarność wypowiedzi przy równocześnie występujących wyjątkowo bogatych opisach przeżyć wewnętrznych bohaterki McHenry odkrywa tak często wypierany ze świadomości poprzez nadmiar blokad – świat uczuć osoby z zespołem Aspergera.

Oprócz świetnego pomysłu na powieść, charakterystycznego stylu,  doskonale wykreowanych postaci i smakowitych przepisów, książkę wyróżnia też okładka – która sama, poprzez pastelowe kolory, drewno i rodzinne zdjęcia niesie ciepło i zachęca do zatopienia się w lekturze. Jestem po lekturze tej książki pewna jednego – jeśli Jael McHenry napisze jeszcze kiedykolwiek książkę, bez wahania po nią sięgnę i będę pewna, że się nie rozczaruję.

logo