W Polsce spożycie ryb, w zestawieniu z innymi krajami Europy, jest niskie. Jeśli już decydujemy się na ich konsumpcję, powinniśmy wiedzieć, jakie gatunki wybierać, by ich było to  dobre nie tylko dla naszego zdrowia, ale i dla środowiska. O sytuacji ryb, świadomości Polaków i temu, jak zagrożonym gatunkom można pomóc opowiedział nam Piotr Prędki z WWF - Specjalista projektu Zrównoważone rybołówstwo.

Jakie ryby cieszą się popularnością w Polsce?

Polacy coraz częściej sięgają po ryby – średnia konsumpcja w 2007 roku wynosiła 13 kilogramów ryb rocznie (w 2003 roku było to zaledwie 8 kg). Jak wynika z danych przedstawionych przez Komisję Europejską Polacy najczęściej wybierają mintaja. Jest to dobry wybór – ale tylko jeśli sięgamy po mintaja z północnego Pacyfiku oraz tego z certyfikatem MSC. Pozostałe stada tego gatunku są przeławiane. Na drugim miejscu wśród najwcześniej kupowanych ryb znajduje się śledź – gatunek znajdujący się, ze względu na dobrą kondycję stad, na zielonym świetle w poradniku WWF „Jaka ryba na obiad?”. Trzecie miejsce zajmuje panga.

Czym kierować się podczas wyboru i zakupu ryby?

Na każde 5 poławianych komercyjnie gatunków ryb 4 są przełowione – konsument powinien więc zwracać szczególną uwagę podczas zakupów na stoiskach rybnych i pytać sprzedawców skąd dana ryba pochodzi. Aby ułatwić podejmowanie decyzji WWF wydaje co roku poradnik konsumencki „Jaka ryba na obiad?”. W poradniku tym ryby pogrupowane są w trzech kategoriach: smacznego – te ryby i owoce morza nie są zagrożone wyginięciem a ich połowy nie szkodzą środowisku, można je  kupować bez obaw. Żółte – te gatunki nie są bezpośrednio zagrożone wyginięciem, ale ich połowy lub hodowla szkodzą środowisku. Ich spożycie powinno być ograniczone. Czerwone – te gatunki są przełowione i grozi im wyginięcie. Kategorycznie nie należy ich nie kupować.

Jakie gatunki są zagrożone i jakie są przyczyny tego stanu?

Jak podaje FAO 85% wszystkich poławianych gatunków ryb jest w pełni eksploatowanych, stale przeławianych, przełowionych lub odbudowujących się. Przyczyna jest prosta: za dużo statków i chętnych na ryby, a za mało ryb. Aby sytuacja uległa zmianie konieczne jest wprowadzenie przepisów umożliwiających połów tylko takiej ilości ryb z danego stada, która gwarantuje możliwość odbudowy stada. Takie coroczne „odcinanie jednej gałęzi a nie ścinanie całego drzewa” daje możliwość odbudowy zasobów i korzystania z nich przez wiele lat. W polskich sklepach można natknąć się na szereg ryb, których kupować nie powinniśmy – krytycznie zagrożony węgorz europejski czy tuńczyk błękitnopłetwy to przykłady o których każdy z nas słyszał. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że np. sola – ryba dostępna w każdym sklepie, może w najbliższym czasie zniknąć z naszych stołów całkowicie. Nie powinniśmy kupować również łososia bałtyckiego – na skutek braku długofalowego planu zarządzania, nadmiernych połowów i  przegradzania rzek jego populacja jest na najniższym w historii poziomie liczebnym. Nie kupujmy też krewetek tygrysich – tych największych. Jeśli nie potrafimy żyć bez owoców morza wybierajmy krewetki północne – są mniejsze, ale równie smaczne.

Czy także nasze rodzime gatunki zagrożone są wyginięciem?

Przez wiele lat dorsz bałtycki znajdował się na skraju wyginięcia. Wspólne wysiłki rządów, organizacji pozarządowych i naukowców doprowadziły jednak do jego odbudowy. Stało się tak dzięki  wprowadzeniu długoterminowego planu zarządzania, zmniejszeniu  liczby poławiających dorsza statków, ograniczeniu ilości nielegalnych połowów czy zwiększeniu selektywności – czyli możliwości łowienia tylko większych okazów. Jest to najlepszy przykład tego, jak należy postępować, aby móc cieszyć się korzyściami płynącymi z odnawialnych, żywych zasobów morskich. Wiele jednak jest jeszcze do zrobienia – populacje węgorza europejskiego i łososia bałtyckiego są na skraju załamania.

Jakie ryby wybierać zamiast tych zagrożonych?

Odpowiedź jest prosta – te których liczebność jest wysoka. W poradniku WWF „Jaka ryba na obiad?” oznaczyliśmy je światłem zielonym. Zachęcamy też do wyboru ryb pochodzących z lokalnych połowów – mamy wtedy nie tylko gwarancję, że ryba jest świeża, ale przyczyniamy się do ograniczenia emisji CO2 podczas transportu. Będąc na polskim wybrzeżu polecam flądrę, śledzia i szprota. Na Mazurach natomiast spokojnie wybierajmy sandacza i szczupaka. Bez obaw możemy również kupować wszystkie ryby z ekologicznym certyfikatem MSC.

Podobno podczas połowu tuńczyka błękitnopłetwego giną też delfiny. Czy na poławiaczy nakładane są jakieś kary, sankcje, wymaga się od nich zmiany sposobu połowu?

Mówimy tu o tak zwanym przyłowie – uwięzieniu w sieciach rybackich zwierząt, które nie były celem połowów. W sieci wpadają nie tylko delfiny – w Bałtyku w sieci zaplątują się morświny oraz foki. Często wpadają w nie również ptaki nurkujące. Rybacy starają się unikać takich sytuacji stosując specjalne odstraszacze akustyczne – tak zwane pingery, które pozwalają delfinom czy morświnom zauważyć sieć z daleka i ją ominąć. Niestety czasem zdarza się, że delfin zaplątany w sieci ginie.

Warto wspomnieć, że każdy z nas może mieć wpływ na te sytuację. Kupując produkty z certyfikatem MSC mamy pewność, że rybacy podjęli działania na rzecz ograniczenia przyłowów do minimum.

O czym informuje nas certyfikat MSC, który można znaleźć na niektórych produktach rybnych?

Certyfikaty ekologiczne ułatwiają konsumentom wybór tych produktów, których połowy i hodowla nie szkodzą środowisku. Wiele produktów rybnych, także na polskim rynku, posiada certyfikat MSC (Marine Stewardship Council – MCS). MSC jest niezależną organizacją, która

nadaje ekologiczne oznakowania produktom z ryb. Produkty te muszą spełniać określone standardy. Przede wszystkim muszą pochodzić z łowisk dobrze zarządzanych, z których ryby wyławia się z poszanowaniem przyrody (zrównoważone rybołówstwo). Ten sposób prowadzenia połowów gwarantuje zachowanie bogactwa fauny i flory w morzu. WWF ma nadzieje, że liczba produktów z certyfikatem MSC w Polsce oraz popyt na nie będą ciągle wzrastać, podobnie jak w innych państwach europejskich.

Co my, zwykli konsumenci, możemy jeszcze zrobić, by przyczynić się do ograniczenia liczby gatunków zagrożonych?

Przede wszystkim wybierać świadomie. To popyt nakręca podaż. Wybierając jedynie gatunki pochodzące ze stabilnych populacji dajemy rybakom wyraźny sygnał – nie akceptujemy połowów zagrożonych

gatunków. Po drugie pytać sprzedawców – z jakiego stada dany gatunek pochodzi. Dorsz może np. pochodzić ze stada wschodniego w Bałtyku – i spokojnie możemy go kupować. Może jednak pochodzić także z Bałtyku zachodniego – a tego, ze względu na niską liczebność populacji powinniśmy unikać. Sprzedawca ma obowiązek posiadać takie informację – pytajmy więc. Nawet jeśli nie uzyskamy informacji – wpływamy w ten sposób na postawy sprzedawców.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, przeczytaj poradnik ekologiczny WWF - Jaka ryba na obiad

WWF to międzynarodowa organizacja ekologiczna zajmująca się ochroną przyrody na całym świecie. W Polsce działa od 10, na świecie zaś od 50 lat. By dowiedzieć się więcej o projektach, wejdź na www.wwf.pl