Przyznam szczerze – dość dużo czasu zajęło mi najpierw sięgnięcie po książkę Gillian McKeith, następnie zrecenzowanie jej.  Po pierwsze - jestem osobą szczupłą, która zbędne kilogramy straciła codzienną jazdą na rowerze, a jedyna dieta (jeśli można nazwać to dietą) jaką w życiu stosowalam to zasada: Jedz mniej ale częsciej i nie przed snem. Nie wiem więc czy jestem kompetentna, by wyrażać swoją opinię, bo niestety działania diety sprawdzić mi się nie udało. Po drugie – do fanklubu autorki niestety nie należę, marna ze mnie również fanka wszelkiego rodzaju diet-cud, głodówek i cudownych programów oczyszczania organizmu. Postanowilam jednak podjąć wyzwanie i sprobować porad pani McKeith, a swoje wrażenia opisać poniżej.

Witam na moim Boot Camp – obozie dla „rekrutów”. Wiecznie odkładasz dietę na później? Potrzebujesz silnej motywacji? Wojskowy dryl szybko i skutecznie odmieni twoje życie. Wystarczy czternaście dni, żeby diametralnie zmienić twoją dietę. Razem zrzucimy zbędne kilogramy raz na zawsze. Zadbamy nie tylko o wspaniały wygląd, ale też o twoje zdrowie i doskonałą kondycję. Gotowa, by poczuć się jak rekrut na obozie wojskowym? Rozkaz: chudnij!
Tylko czternaście dni jest potrzebnych, by diametralnie
– głosi informacja znajdująca się na okładce. I rzeczywiście – książka jest swego rodzaju przewodnikiem utrzymanym w wojskowym stylu, pełnym porad, wskazówek oraz zapewnieniem gwarancji,  iż postępowanie według zaleceń doprowadzi rekruta do utraty zbędnych kilogramów i nabycia umiejętnosci kontrolowania własnego organizmu.

Książkę można podzielić na 4 częsci (z wyłączeniem ‘Podziękowań’). Są to: Dieta Boot Camp – Poziom Pierwszy i Drugi, Przepisy Kulinarne oraz Arkusze ćwiczeniowe. Te ostatnie to kilkanaście szarych stron na końcu książki, które mają posłuzyć nam za pewnego rodzaju brudnopis, miejsce do zapisywania postępów – pamiętajmy, że Gilian chodzi nie tylko dietę, ale tez o przeprowadzenie całego procesu zmiany złych nawyków – a prowadzenie dziennika ma nam to zadanie ułatwić.

Poziom Pierwszy składa się nieprzypadkowo z czternastu podrozdziałów – wszak czternaście dni trwać będzie osiąganie sukcesu przy bezwzględnym słuchaniu porad Gillian. I tak na przyklad w dniu pierwszym próbujemy ustalić, dlaczego chcemy zgubić nadprogramowe kilogramy, jaka jest nasza motywacja, nasz profil zdrowotny, w piątym omówione zostały wymówki, jakich używa się by z diety zrezygnować. Zagadnienia omówione są dość dokładnie, pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem do tematu odchudzania – odnoszę jednak wrażenie, że w dzisiejszych czasach stuprocentowe przestrzeganie tej diety graniczy niemal z cudem. Wezmy na przykład wskazówki dotyczace zorganizowania sobie czasu na spokojny posiłek – niestety nie każda aktywna zawodowo osoba moze sobie pozwolić kilka razy w ciagu dnia na bezstresowe, ciche i trwające dłużej niz kilka minut spożycie pokarmu. Tego zalecenia nie udało mi się wprowadzić w życie.

Poziom drugi to ankiety dotyczące czynników zdrowotnych. Możemy odpowiedzieć na kilka prostych pytań i uzyskać informacje co do naszego stężenia glukozy we krwi, oraz kilka porad jak z danym problemem walczyć. Rozdział ten potraktowałam z dużym przymrużeniem oka, nie sądzę bowiem by wykonanie testu w książce dawało mi odpowiedz co do stanu mego zdrowia, wizyta u lekarza chyba na długo pozostanie dla mnie lepszym rozwiazaniem.

Z racji tego, ze chudnąć nie zamierzam, a gotować uwielbiam, postanowiłam zamieszczone w książce przepisy kulinarne wprowadzić do jadłospisu stopniowo, przygotowując czasem na obiad lub lunch coś z repertuaru Gilian. Niestety – wiekszości przepisów nie udalo mi się zrealizować w stu procentach z prostej przyczyny – brak w mym mieście sklepu ze zdrową żywnością, a nie wiem gdzie indziej mogłabym zakupić platki agaru, syrop z agawy czy sos sojowy tamari bez pszenicy. Kolejnym problemem jest to, że niestety składniki nie należą do tych, które zawsze ma się w domu, co jest pewnym utrudnieniem, kiedy obiad gotuje się w krótkiej przerwie pomiędzy zajęciami a pracą. Starałam się jednak, czasem przy pomocy zamienników oddać sens przepisu - musze przyznać, że kilka rzeczy przypadło mi do gustu, choć mój Towarzysz Zycia czasem kręcil nosem. Potrawy były bardzo lekkie i jak dla mnie sycące – ale jak wspomniałam wczesniej jem mało i często, wiec nie jest to nic dziwnego.

Ogólnie rzecz ujmując, książka Gillian McKeith wzbudza we mnie mieszane uczucia. Czytając dwa pierwsze rozdziały dość czesto pukałam sie w głowę, chyba najzabawniejszy dla mnie byl fakt iz spożywam wszystkie rzeczy ‘zakazane’ przez Gilian, a moja waga ciagle oscyluje w granicach czterdziestu-kilku kilogramów. Oczywiście skłamalabym, gdybym powiedziała, że wszystkie zamieszczone tam informacje są złe i kompletnie nieprzydatne. Za niezwykle interesujące uważam np. wszechobecne wzmianki o właściwosciach pokarmów, dlaczego warto je spożywać i co dobrego zjedzenie ich nam daje, czy tez jak wspomniałam wcześniej –niektóre rady Gilian zmuszają do naprawdę interesujących refleksji dotyczących problematyki odchudzania.

W książce okrutnie przeszkadzała mi narracja – nie wiem, czy taki był zamysł autorki, ale przez całą lekturę miałam wrażenie ze ktoś próbuje mi coś sprzedać, niemal jak w Telezakupach.

Podsumowując – książke polecam tylko osobom zdeterminowanym, mającym sporo wolnego czasu oraz chęci.  Mam nadzieję, że komuś program Gilian uda się przeprowadzić w całości – a wtedy proszę o podzielenie się efektami, którymi niestety ja nie mogłam podzielić się z wami.

rebis