Książka „Brudna robota” autorstwa Kristin Kimball w pierwszej chwili wydaje się banalna, przypominając początkowo popularny niegdyś serial "Uwaga, faceci!" (ang. „Men in Trees”). Ona – elegancka pisarka z New York City, dużo podróżująca po świcie i obracająca się w towarzystwie. Wegetarianka, niewyobrażająca sobie życia poza Manhattanem. On – prosty, ale bardzo inteligentny farmer, ekologiczny ekstremista i abnegat. Nic ich nie łączy, dzieli niemalże wszystko - od przekonań, aż po styl życia. Mimo tego zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wkrótce jej świat ulega całkowitej metamorfozie, a życie, które do tej pory znała, dobiega końca. Porzuca miasto i razem z wybrankiem przeprowadza się na farmę w Essex, gdzieś na odludziu stanu Nowy Jork.

Tego pierwszego wieczoru, zamiast przeprowadzać wywiad, pomogłam mu zabić świnię. Od trzynastu lat byłam wegetarianką, a w dodatku miałam na sobie nową białą bluzkę, ale Markowi brakowało rak do pracy, a być na jego farmie i nie pomóc wydawało się równie nienaturalne jak wskoczyć do jeziora i nie pływać. Nigdy wcześniej nie widziałam uboju zwierzęcia i nie byłam w stanie patrzeć na to, jak strzelał do świni. Była to locha o imieniu Butch, w czarno-białe łatki, zupełnie jak prosiaczek z bajki dla dzieci. Gdy znieruchomiała, odzyskałam równowagę wewnętrzną. Pomogłam wciągnąć tuszę na hak i rozciąć jej brzuch, zaczynając od mostka, a potem przytrzymywałam krawędzie parującego otworu, gdy Mark wycinał organy. Nie czułam odrazy. Ożywiało mnie to, co robiliśmy.

Kristin Kimball w „Brudnej robicie” dzieli się swoimi prawdziwymi wspomnieniami. Opowiada o wydarzeniach, które skłoniły ją do opuszczenia miasta i porzucenia życia typowego dla mieszczucha. Opisuje swój pierwszy rok życia na ekologicznej farmie. Szybko okazuje się, że utrzymanie farmy wymaga ciągłej pracy na granicy sił i wielkiego hartu ducha. A czynności, które z początku wydawały się ekscytujące, szybko przekształcają się w żmudne obowiązki.
Bez wygód, nowoczesnych maszyn rolniczych, zdani jedynie na własne siły, Kimball wraz z mężem, próbują produkować wysokiej jakości ekologiczną żywność. Mimo wielu przeciwności losu i dzięki wsparciu życzliwych sąsiadów, udaje im się to, co wielu uważało za niemożliwe. Nie tylko nie doprowadzili farmy do bankructwa, ale z biegiem czasu ich produkcja stała się dochodowa.

Mark pokazał mi, jak oskubać pierś. Przytrzymał pod butem ogon, wsunął dwa palce w pióra na piersi pod mostkiem i pociągnął. Pierś oderwała się z lekkim sykiem, ukazując wnętrzności. Wyjęliśmy serca i wątróbki do miseczki. Mark oczyścił nóżki gołębia z piór i odciął je od korpusu, który obdarliśmy ze skóry, żeby nie trzeba było wszystkiego skubać. Głowy, wnętrzności i skrzydła oddaliśmy kotom, które krążyły dookoła, wpatrując się w nas wygłodniałym wzrokiem.

Choć nie do końca przekonuje mnie opowiedziana w książce historia, a niektóre fragmenty wręcz budzą mój wewnętrzny sprzeciw, uważam, że jest to świetna lektura. Pokrzepiająca i przywracająca wiarę w marzenia i ludzkie możliwości. Przeczytać ją powinny zwłaszcza te osoby, którym rolnictwo kojarzy się tylko z sielanką, a hodowla bydła z zabawią w mini-zoo. Myślę, że warto przypomnieć sobie, skąd tak naprawdę bierze się to co jemy, oraz ile pracy i wysiłku kosztuje produkcja żywności. Żywności, którą my mieszczuchy mamy tak łatwo dostępną, że zupełnie przestaliśmy ją szanować.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Brudna robota” autorstwa Kristin Kimball, wydanej przez Wydawnictwo Czarne.

Michał Siemieniacki

logo