Ona - 20-letnia świeżo upieczona studentka. On - 18-letni sławny już pianista. Za dwa lata zostanie najmłodszym w historii laureatem Konkursu Chopinowskiego. Za trzy - wyjedzie do Brukseli grać koncerty. Za pięć lat będzie już miał na koncie 500 występów odbytych w ciągu ostatnich trzech lat: recitali, koncertów z najlepszymi dyrygentami i orkiestrami świata, do tego własne płyty, nagrania dla radia i telewizji.

Ale póki co jest rok 1953, Halina Janowska zjawia się na balu kostiumowym w warszawskim konwersatorium, jako jedyna bez przebrania. Jak się okazuje, do czasu. Bo oto pojawia się Andrzej Czajkowski ubrany w czarny garnitur. Ktoś ich sobie przedstawia: "To jest Halina, a to Andrzej Czajkowski". Stoi onieśmielona, podczas gdy chłopak zachłannie lustruje ją wzrokiem. Chwilę potem ciągnie ją już za rękę w stronę pustej sali lekcyjnej. W środku rzuca: "Rozbierz się". A ona nie wiedząc co ma robić, jak stała, tak stoi. On powtarza: "Rozbierz się". I dodaje: "To jest bal kostiumowy. Możemy zamienić ubrania".

I tak na warszawskim balu kostiumowym w 1953 roku nie było już nikogo bez przebrania.

Mój diabeł stróż to zbiór listów Haliny Janowskiej i Andrzeja Czajkowskiego. Listów bardzo osobistych, toczących się trochę poza historią i kontekstem politycznym. Pisali do siebie przez 26 lat, z czteroletnią przerwą, od roku 53. do 82. (kiedy Andrzej zmarł). O wszystkim: jego koncertach, jej pracy, jego sukcesach, jej rodzinie. Pomimo dwukrotnego małżeństwa Haliny, oboje nadal myśleli o wspólnym dziecku. Nazywali to w listach "sprawą Daniela" (imię ich przyszłego synka), poruszali kwestię ewentualnej zgody Marka, pierwszego męża Haliny.

Jak nic ciśnie się na myśl pytanie o ich wzajemne relacje. Czy to była jeszcze niezwykła przyjaźń, czy już zwykła miłość? Albo może przyjaźń, która miłość udawała. Takie niby nic, a jednak. Oboje wiedzieli o co chodzi. I czytelnik też wie. Albo raczej - domyśla się.

Nigdy nie napisali do siebie otwarcie: kocham Cię, wyjdź za mnie, mówię to na poważnie. Ich korespondencja pozostawała w sferze domysłów i niedopowiedzeń. I mimo, że Andrzej wielokrotnie pisał Halinie, ze żyć bez niej nie może, oboje wiedzieli jak należy to odebrać i jakiej odpowiedzi się spodziewać: ja bez Ciebie też, a jak koncerty? Jak trasa? Czy jesteś zdrowy? I gra toczyła się dalej.

Grali ze sobą słowami, zachowując pozory dystansu, za którym miałam wrażenie, że chowa się uczucie dużo głębsze niż przyjaźń. Pisali do siebie w taki sposób, jakby od siebie co chwilę uciekali tylko po to, żeby niemal od razu szukać się nawzajem i wracać do siebie. Rozkochiwali się w tych listach wzajemnie i w chwilę potem porzucali, wabili i odpychali. Jakby oboje się bali tego, co może się stać, gdy się spotkają. A tak wszystko toczyło się swoim normalnym rytmem - Halina była dla Andrzeja jak bezpieczna przystań, do której pisał, której się radził i żalił, nie mogąc doczekać się odpowiedzi. I którą, tylko w im samym wiadomy sposób, kochał i tęsknił za nią.

Czytanie tych listów to jak zaglądanie przez dziurkę od klucza, poznawanie życia Czajkowskiego i Janowskiej od innej, nieznanej dotąd strony. To jak dziecinne robienie "a kuku!" w ich intymne sekrety. Dozwolone podglądactwo. Przeglądanie cudzej korespondencji, za które nie grozi kara.

Czy to nie jest idealny materiał dla psychologów? Z jednej strony intymna korespondencja przypominająca powieść. Tyle, że bez fikcji. Z drugiej - świetna powieść psychologiczna.

Przeczytałam z zapartym tchem. Czy mi się podobało? Tak. Ale.

Zastanowiłam się nad tym zapisem korespondencji. To nie historia wymyślona przez jakiegoś pisarza, to się działo naprawdę. Zastanawiam się, ile emocji się w Czajkowskim i Janowską kumulowało przez te wszystkie lata. Jak utrzymywali siebie nawzajem w niepewności, która aż iskrzyła od uczuć. Mam wrażenie, że robili to oboje - i ona, i on. Mamili się wzajemnie. Andrzej czarował Halinę swoim talentem i właściwą muzykom wrażliwością, spojrzeniem na różne sprawy z odmiennego niż ona punktu widzenia. Szukał w niej inspiracji. A ona była jego muzą, gotową wiele dla niego poświęcić.

Wyciągnęłam z tej książki jeden najważniejszy wniosek. Piszcie listy!

Anita Halina Janowska, ...mój diabeł stróż. Listy Andrzeja Czajkowskiego i Haliny Janowskiej

Wydawnictwo W.A.B.

Warszawa 2011

Wydanie III, zmienione i rozszerzone

Stron: 362

Diabelska korespondencja zasługuję na diabelsko dobre słodkości. Co powiecie na cupcakesy z piekła rodem?

Przepis tutaj tutaj

Asia Mentel

Po więcej przepisów inspirowanych literaturą, zajrzyj tutaj: bookmeacookie.blogspot.com

Zobacz wszystkie recenzje z cyklu Przy jedzeniu się (nie) czyta!

Przeczytaj też, jakie książki recenzują nasi użytkownicy