Jajka po benedyktyńsku to prosta i pyszna kanapka, którą można zjeść na śniadanie w kawiarniach na całym świecie. Jej powstanie nie ma nic wspólnego z zakonem benedyktynów, ani świętym Benedyktem. Kanapka jest dużo młodsza niż średniowieczna wspólnota braci zakonnych. Jak zwykle, badacze kanapek przedstawiają różne wersje jej powstania, powołując się na rozmaite źródła. Ja wybieram najciekawszą.

1984 rok. Nowy Jork. Lemuel Benedict, emerytowany makler giełdowy z Wall Street, wpada do hotelu Waldorf Astoria. Poszukuje lekarstwa na porannego kaca. Każe przygotować sobie „tosta z masłem, jajka w koszulce, bekon i mnóstwo sosu holenderskiego”. Oscar Tschirky, słynny szef hotelowej kuchni, jest tak zachwycony zaproponowanym połączeniem, że włącza danie do śniadaniowego i lunchowego menu. Zastępuje jedynie tosta angielskim muffinem, a bekon szynką.

Oczywiście jest to genialne posunięcie. Miękkie, drożdżowe muffiny pasują do jajka po benedyktyńsku o wiele lepiej niż tost. Nie jestem za to pewna, czy szynka zamiast bekonu to korzystna zamiana. Nie tylko ja mam wątpliwości. Chrupki bekon sprawia, że konsystencja dania jest ciekawsza, a jajko i bekon to przecież połączenie z krainy śniadaniowych marzeń. Plaster soczystej szynki ożywia danie, nie kontrastując z miękkiej konsystencji pozostałych składników. Obie wersje uznawane są za kanoniczne.

Istnieją miliony wersji tej kanapki, zawsze jednak podstawą są jajka po benedyktyńsku. Niektóre z nich doczekały się własnych nazw. Jajka po florentyńsku zawierają szpinak zamiast szynki. Zamawiając jajka po królewsku lub jajka Hemingwaya, zamiast wędliny otrzymamy wędzonego łososia. Są bardzo popularne w Australii, Nowej Zelandii i w Kanadzie. Jajka Mornay oblane są nie sosem holenderskim, ale właśnie serowym Mornay. Inne popularne dodatki to pomidory, karczochy, pieczarki, chorizo. Sos holenderski bywa natomiast zastępowany beszamelem, sosem Béarnaise lub brązowym sosem HP.

Przepisy na tę i inne kanapki znajdziecie na blogu Sandwicherie.